wtorek, 28 kwietnia 2015

‘A Bit Lost’ Chris Haughton




 Różnie w życiu bywa. Czasem jak sobie tak człowiek, znaczy się sowa, przyśnie w gnieździe przy mamie to może się tak wydarzyć, że ów człowiek, tzn. sowa, wypadnie. A wtedy bam! i nagle taka mała sówka znajduje się na ziemi, z dala od gniazda. I to właśnie przydarzyło się sówce z książeczki ‘A Bit Lost’.

Sówkę od razu zagadnęła wiewiórka postanawiając pomóc w poszukiwaniu sowiej mamy. Kiedy sówka powiedziała, że jej mama jest bardzo duża, o taaaka! to wiewiórka od razu wiedziała, gdzie ona jest. Zaprowadziła ją do wielkiej niedźwiedzicy. Ale przecież to nie jest mama sowa! Kolejna wskazówka mówiąca o zaostrzonych uszkach zaprowadziła ich do królika. No nie! Może trzecia wskazówka pomoże? Niestety, wielkie oczy o których wspomniała sówka, naprowadziły ich na trop żaby. Za to żaba dobrze wiedziała, gdzie znajduje się sowia mama, która wszędzie szuka swojej sówki. Potem następuje wielkie ściskanie, a żaba i wiewiórka zostają zaproszone na ciastka do sowiej siedziby. Kiedy reszta zwierzątek chrupała przekąskę, mała sówka znów przysnęła, a wtedy niebezpiecznie wychyliła się na bok…

Już dawno miałam te książkę na oku. Ale tak sobie czekała na wish liście i czekała, aż w bibliotece się na nią przypadkowo natknęłam. Jest ŚWIETNA! Dowcipna, przepięknie narysowana, z wartką akcją, pełna uczuć i zgrabnie napisana. U nas hit totalny. Ciągle ją sobie czytamy, a kiedyś na pewno zagości w naszej, już i tak przepełnionej, biblioteczce.

Najlepszym momentem jest to jak wiewiórka pokazuje sówce kolejne hipotetyczne mamy, a Mimi tak się śmieje na myśl, że to żaba albo królik może być mamą sowy, że aż dostaje czkawki. Muszę przyznać, że to bardzo sprytne posunięcie, które sprawia, że taki człowiek w wieku lat dwóch i pół naprawdę może się ubawić. Oczywiście, Mimi razem z sówką pokazuje kolejne przymioty mamy sowy, takie jak szpiczaste uszy czy duże oczy. 

Dla mnie z kolei przyjemnością jest oglądanie ilustracji. Prostych, w przepięknych kolorach, bardzo specyficznych i oryginalnych. Po prostu cudnych. Nie obraziłabym się za obrazek na ścianę w takim stylu. Również Mimi przypadły do gustu, mimo albo i właśnie z tego powodu, że nie są takie do końca oczywiste. 

Bardzo polecamy,
Mala Mimi i kura Mania.



Książka idealnie wpasowała nam się w ramy wyzwania GRA WKOLORY.

2 komentarze:

  1. To mi troszkę przypomina "Agnieszka opowiada bajkę"
    http://biblioteczkamagdalenardo.blogspot.com/2013/02/j-papuzinska-agnieszka-opowiada-bajke-m.html
    Tam kotka szuka matki...

    To jest zielony??? Nie zgadłabym :) Ale to pewnie jakiś butelkowy kolor, który bardziej widoczny jest "na żywo".
    Zaliczam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to jest taki zgniłozielony właśnie.

      U nas przebojem są właśnie takie historyjki o zwierzątkach/dzieciach szukających mamy, więc poszukam tej o której Ty pisałaś :)

      Usuń

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!