środa, 29 kwietnia 2015

„Domy pisarek” Sandra Petrignani




Sandra Petrignani w swojej książce pt. „Domy pisarek” przedstawia siedem sylwetek pisarek na tle domów, które zamieszkiwały. 

Książkę rozpoczyna rozdział o Grazii Deledda, która zaskoczyła literacki świat poziomem swojej twórczości mając  za sobą jedynie kilka klas szkoły podstawowej. Nie słyszałam wcześniej o tej pisarce (a jest ona laureatka nagrody Nobla z roku 1926, więc shame on me), ale z krótkiego rozdziału napisanego przez Petrignani, dała się ona poznać jako kobieta targana namiętnościami, pełna uczuć, o pasji godnej pozazdroszczenia. Urodziła się ona w Nuoro na Sardynii, która jest miejscem akcji większości z jej książek, ale w późniejszym czasie przeniosła się na ląd stały.

Nie znałam również autorki, której poświęcony jest kolejny rozdział, czyli Marguerite Yourcenar, której dom Petit Plaisance był akurat zamknięty w czasie, kiedy Petrignani chciała go zwiedzić. Tak jak i życie włoskiej pisarki tak i ta francuska autorka kochała namiętnie, nieszczęśliwie i gwałtownie.

Cóż, przynajmniej Colette, bohaterkę trzeciego rozdziału znam ze słyszenia. Najbardziej zapadła mi w pamięć wizja pokoju, w którym ta odważna i kontrowersyjna postać dożywała swoich ostatnich dni. Pokój, którego ściany obite były czerwonym aksamitem. Pokój, w którym ja bym zwariowała, ale pewnie świetnie współgrał z ognistą duszą pisarki. 

Jedną z ciekawszych postaci opisanych w „Domach pisarek” jest Alexandra David-Neel, która spędziła prawie całe życie na podróżach w rejony odległej Azji. Zafascynowana buddyzmem stworzyła w swoim domu spokojną samotnię (choć sam jej charakter pozostawiał dużo do życzenia). Postać mi całkowicie nieznana, ale bardzo fascynująca. 

Karen Blixen znałam z „Pożegnania z Afryką”. Bardzo barwna postać, prawie, że chorobliwie szczupła o trudnym charakterze, która w domu rodzinnym do którego wróciła po upadku jej afrykańskiej farmy (i którego szczerze początkowo nienawidziła) miała firany tak długie, że ich końce leżały na podłodze.

Ostatni rozdział poświęcony jest siostrom Woolf, zarówno Virginii i jej domom, jak i artystycznej Victorii, której dom był bardzo często odwiedzany przez utalentowaną literacko siostrę.  To właśnie wizyta w tym domu natchnęła Petrignani do napisania książki o domach pisarek i tym co mówią one o swoich mieszkankach.

No właśnie… Czy to naprawdę książka o domach pisarek? O nie. Oczywiście w każdym z rozdziałów dowiadujemy się o domach rodzinnych autorek, o tym jak były one urządzone, jak i o domach, które wynajmowały lub posiadały na przestrzeni lat.  Jest wiele ciekawostek dotyczących tego, co było w kuchni, jaki porządek panował w gabinetach czy salonach oraz opisy wnętrza i bibelotów je wypełniających. Część wiadomości pochodzi z naocznych relacji Petrignani, część przekazywana jest jej w wywiadach i rozmowach prowadzonych z osobami, które były blisko pisarek. 

Sama idea poznawania autorki przez pryzmat tego, gdzie mieszkała jest dosyć mętnie zaprezentowana i tak naprawdę równie dobrze ta książka mogłaby mieć tytuł odnoszący się bardziej do szkiców sylwetek kobiet-pisarek z naciskiem na „kobiet”. Te opisy domów są jakby jedynie pretekstem do opowiedzenia o samych pisarkach, ich życiu i twórczości. No może nie tyle o twórczości, ale bardziej o ich prywatnym życiu, a szczególnie o ich miłościach (cała masa, głównie nieszczęśliwych, trudnych i niszczących). 

Nie oznacza to jednak, że książka jest nudna czy źle napisana. Dla osób takich jak ja, czyli nie wiedzących prawie nic o przedstawionych przez Petrignani pisarek jest to świetne źródło informacji o prywatnym życiu autorek. Tylko, że jak tak w sumie niezbyt interesuje się prywatnym życiem pisarzy. Oczywiście, że interesuje mnie co mieli w swojej biblioteczce. No i fajnie przeczytać jest jakieś zabawne czy dziwaczne literackie anegdotki. Ale niekoniecznie chce wiedzieć o tym jak Karen Blixen przetrzymywała pewnego zamężnego młodzieńca w swoim saloniku, bo darzyła go chorą, przesadnie zaborczą miłością. 

Przy czytaniu miałam również takie odczucie, że Petrignani na dwudziestu-trzydziestu stronach poświęconych jednej pisarce chce upchnąć jak najwięcej informacji o danej osobie. Czasem podanych dosyć chaotycznie, co utrudnia czytanie i zrozumienie, szczególnie jeśli biografia danej pisarki nie jest mi znana (czyli wszystkie przypadki, oprócz Virginii Woolf).

W książce znajdują się dwie wklejki z kartek ze śliskiego papieru ze zdjęciami. Część zdjęć pokazywała domostwa pisarek. Najlepiej zilustrowany jest dom Karen Blixen. Oczywiście, ciężko było uzyskać zdjęcia niektórych domów, szczególnie, że sama autorka książki przyznawała, że niektóre muzea czy izby muzealne poświęcone pisarkom były odtworzone z pamięci i nie zawierały żadnych autentycznych przedmiotów. Reszta zdjęć przedstawiała osoby z kręgu pisarek, ich mężów, kochanków, rodzinę.

Polecam tym, którzy chcą poznać sylwetki kilku fascynujących kobiet, tym, którzy obsesyjnie zaczytują się w biografiach pisarzy oraz tym, którzy nie boją się czytać o trudnych charakterach i starości.

Pozdrawiam,
Kura Mania.

Książkę przeczytałam w ramach wyzwań GRA W KOLORY i KLUCZNIK2015 (książka o książkach, dziewczęta i kobiety).


2 komentarze:

  1. Mnie by to raczej nie zainteresowało, choć gdybym siedziała w poczekalni u lekarza, a książka leżałaby na stoliku obok to na pewno chociaż bym ją przekartkowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mnie trochę rozczarowała ta książka. Spodziewałam się czegoś ciekawszego. To właśnie raczej taka pozycja do przeglądnięcia, trochę podczytania, ale raczej nie ma musu posiadania ;)

      Usuń

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!